Mężczyźni, jakich spotkałam na tinderze, mieli dla mnie ważne lekcje.
Pierwszy z nich to macho z południa - czy są w ogóle macho z północy? :)
Na pierwszy rzut oka nic na to nie wskazuje - sympatyczny, kulturalny, wykształcony, rozmawiamy o muzyce i koncertach, o kierunku w jakim zmierza ten świat. Rozmawiamy po francusku, piszemy po angielsku. Wysyła mi muzykę fado, którą bardzo lubię i inna portugalską, info o wystawach, koncertach. Umawiamy się na randkę, która, podobnie jak rozmowy, jest bardzo udana. Kilka dni później umawiamy się na drugą randkę. Idziemy na koncert, a właściwie dwa koncerty tego samego wieczoru :).
Parkuję samochód na parkingu, on podchodzi i mówi chodź, chodź i zaprasza mnie do swojego auta, ma całkiem duży, fajny model. Jesteśmy w jego mieście więc chce mnie, kobietę, którą zaprosił na randkę, zawieźć i pokazać mi swoje ulubione miejsce koncertowe. Właściwie w porządku, miło - można by pomyśleć. Ale ja mówię, niespodzianie dla mnie samej “może jedźmy moim autem”. I tu się zaczyna.... bo on czuje się urażony, obrażony, ze mu nie ufam, ze to infantil (że to dziecinne jest, tyle zrozumiałam, choć to portugalski raczej był). W końcu się zgadza i jedziemy moim samochodem. Oczywiście ja prowadzę, a on siedzi na fotelu pasażera. Mówi mi jak jechać, niby wszystko ok, ale widzę, że jest jakiś nieswój, że jest skwaszony. Przyjeżdżamy na miejsce, bardzo ładna przestrzeń, sympatyczni ludzie, świetny koncert. Po godzinie wychodzimy i jedziemy na następny koncert.
Teoretycznie wszystko ok, ale on mnie ignoruje
- rozmawia ze znajomymi, których spotyka, jest zdystansowany, chłodny, mało rozmowny - w przeciwieństwie do poprzedniego spotkania i wielu rozmów na komunikatorze. Pytam go czy wszystko w porządku, mówi że tak. Ja jestem w świetnym nastroju, cieszy mnie muzyka, atmosfera, w końcu pierwsze wyjście od miesięcy. Wieczór się kończy, żegnamy się. On stoi 2 m ode mnie i mówi dobranoc - żadnego buziaka, żadnego uśmiechu, nic. Ja dziękuję za wieczór i też dobranoc. Widzę, że coś dziwnego się dzieje, ale jestem cała podekscytowana i zadowolona i wracam do domu. Nazajutrz cisza, żadnego dzień dobry, żadnego kwiatuszka. Myślę, cóż, pewnie już koniec (nie bardzo podobał mie się jako bardzo w romantyczny sposób, ale bardzo fajnie mi było w jego towarzystwie).
Przed południem jednak ja się odzywam do niego - nie pytaj dlaczego, też wtedy nie wiedziałam - pytam co to właściwie się działo wieczorem, o co chodzi, trochę żartem, trochę serio. Po półgodzinie wyciągnęłam w końcu z niego, że “na południu mamy inną kulturę, inne emocje”. Ja myślę “oho, chyba wiem o co chodzi” i pytam “poważnie… chodzi o to, że ja prowadziłam samochód?” i obracam to w żart. Oczywiście się nie przyznaje, ale daje mi do zrozumienia, że to o to chodzi. W końcu przeprasza. Ja na to “lepiej pomyśl jak mi wynagrodzić to zachowanie”. Więc on zaprasza mnie na kolację. Wyjeżdżałam na weekend, po powrocie mieliśmy ustalić konkretnie czas.
Następnego dnia zaczynam moją rozkminę - co właściwie się wydarzyło.
On zachował się beznadziejnie. Karał mnie przez cały wieczór za to, że zrobiłam coś inaczej, niż on sobie zaplanował. Nie odezwał się następnego dnia, sam z siebie nie przeprosił, a widziałam go 2 razy w życiu - to po co ja w ogóle z nim rozmawiam?
No właśnie, po co.
Przez cały wieczór pozwalałam jemu na takie traktowanie mnie. Tolerowałam to. Dlaczego? Żeby nie psuć atmosfery, która już była zepsuta. Bałam się, że.... on się zezłości, odejdzie, będzie nieprzyjemnie. A ja tak bardzo potrzebowałam tego resetu na zewnątrz, rozrywki, sztuki. Tolerowałam to. Zgodziłam się na takie traktowanie. Dlaczego nie odeszłam, nie odsunęłam się, nie pokazałam zachowaniem w taki czy inny sposób, że nie podoba mi się to, nic nie powiedziałam. Do końca byłam miła. Dlaczego do końca byłam miła? Mogłam przecież zostać, czy iść sama i się dobrze bawić.
Uświadamiam sobie, że takie sytuacje miały miejsce wcześniej z innymi mężczyznami.
Kiedyś przyciągałam mężczyzn niedostępnych emocjonalnie. Teraz pojawiają się mężczyźni toksyczni. Z którymi rozmawiam mimo to, którym tłumaczę, przy których jestem. Przy których jestem.
O co tu chodzi? Od toksycznych ludzi trzeba się odcinać, by chronić siebie. Dlaczego więc tak się zachowuję?
Czy to moja wrażliwa, empatyczna natura? Czy moja szczerość i uczciwość? Czy chęć komunikowania tego, co czuję?
Szukam, pytam, wsłuchuję się, ale pojawiają się tylko pytania.
Odezwał się w poniedziałek z zapytaniem czy idziemy na kolację. Jeszcze raz powiedziałam krótko co myślę, tym razem bez żartów, na poważnie. On zareagował jak bully “o rany, ale dramat, ale Ty zdecydowanie przesadzasz”. No jasne, klasyczny gaslighting, zanegowanie moich uczuć, odwrócenie sytuacji w taki sposób, żeby przerzucić odpowiedzialność na mnie. Ta jego reakcja potwierdziła jedynie to, co myślałam. Zakończyłam rozmowę i zerwałam kontakt.
Drugi mieszkał w Lizbonie i nie spotkaliśmy się,
ale przez długi czas pisaliśmy, tak po przyjacielsku. Kilka razy w trakcie rozmowy mówił “i czego Cię to nauczyło o szacunku do siebie?” albo “ pamiętaj, żeby siebie zawsze stawiać na pierwszym miejscu”, albo “uważaj na mężczyzn bez mózgu i bez serca”.
Trzeci - to było duże wydarzenie.
Mieszkał w Lizbonie, a w Algarve - w regionie, w którym mieszkam - był na wakacjach. Umawiamy się na randkę, jest bardzo fajnie, na luzie, mam wrażenie, ze się znamy. Podoba mi się. Tak nam dobrze razem, że spotkanie się przedłuża i w drugiej jego części robi się gorąco i intymnie… On wraca do Lizbony, rozmawiamy dużo przez telefon, cieszymy się sobą. W pewnym momencie on mówi coś, co jest dla mnie znaczące.
Pytam go “jaki sex lubisz, bo ja to raczej klasycznie”, a on na to “ja lubię się nim cieszyć”.
To zdanie poruszyło mnie. Otworzyło drzwi. Zaczęłam kwestionować moją odpowiedź, że lubię normalny sex. Dlaczego to powiedziałam? Czy to w ogóle ja powiedziałam? Czy to było moje? Czy to ja mówiłam, czy społeczeństwo, religia, rodzina… Poczułam, że to nie było moje. Że mam blokadę w dolnej części brzucha i na plecach. Że chcę ją złamać, ściągnąć. Że chcę ściągnąć z siebie patriarchalną kulturę i jej ograniczenia. Chcę puścić normy, zakazy, przyzwyczajenia, obwarowania, wstyd, obawy. Że chcę odzyskać moją wolność, moją kreatywność i seksualność. Chcę odzyskać moją osobistą moc. Czuję ciepłą energię buzująca w dole brzucha. Jest to energia seksualna, ale nie tylko. To energia samego życia. Całe ciało jest rozgrzane i pobudzone lekko. Czuję, że chcę być wolna, chcę być w mojej prawdziwej naturze. W pewnym momencie blokada puszcza.
Budzi się moja naturalna, pierwotna kobiecość, przychodzą słowa “ Inner Primal Power” czyli “Wewnętrzna Pierwotna Moc”
i intensywna, gorąca, ognista energia płynie z mojego brzucha wypełniając całe ciało. Potem króciutki sen i widzę mnie i jego stojących na przeciwko siebie, trzymających się za ręce i patrzących sobie w oczy, on w swojej męskiej mocy i ja w swojej kobiecej mocy.
Następnego dnia czuję się słabo, głowa mi pęka, energia buzuje w brzuchu, rozkojarzenie totalne. Oddycham, uspokajam się, wiem, że dzieją się ważne rzeczy, niech się dzieją. Ostatnio sporo tańczę, więc puszczam muzykę, on jest z Brazylii więc samba brasilera i tańczę moje autorskie latino. Robi się lżej, energia z brzucha rozchodzi się po całym ciele, czuję się lepiej. Oddycham głębiej, powietrza jest więcej przy każdym oddechu i płynie przez płuca do przepony, jestem bardziej wyprostowana, czuję ulgę, uwolnienie.
Zdjęcia: JD Mason, Fantastic B
Hozzászólások