zdjęcie: xx liu Unsplash
Dusza, moje ikigai
Bardzo mi się to japońskie słowo i jego znaczenie podoba i często mówię do mojej Duszy, że jest moim Ikigai. Czuję całą sobą, że Dusza też to lubi :) Ikigai oznacza powód do wstawania rano z łóżka. Coś, co sprawia, że chce się żyć.
Kiedyś miałam służbowo serię spotkań z coachem. Tematyka i cele były oczywiście biznesowe, ale w biznesie jesteśmy też ludźmi i poruszyliśmy też lekko tematy ogólnie życiowe. I padło pytanie o to, gdzie się widzę za 5 lat. Moja odpowiedź była taka: „w zgodzie ze sobą, gdziekolwiek to będzie”. Mówiąc w zgodzie ze sobą miałam na myśli w zgodzie z Duszą, to jest dla mnie tożsame, jako, że Dusza jest moją esencją. Jest zasadą, rdzeniem mnie, jako złożonej istoty ludzkiej. Myślę, że wszyscy ludzie, którzy są szczęśliwi i spełnieni, żyją w zgodzie z Duszą, nawet jeśli nie mówią konkretnie Dusza. Może to być głos serca, głos wewnętrzny albo wewnętrzna spójność, integralność, czy bycie sobą.
Coach wykonywał swoją pracę i nalegał, żebym określiła się co do swoich planów zawodowych. A ja naprawdę ich nie miałam, tych długoterminowych.
Spotkania te odbywały się jakoś niedługo po tym, jak odzyskałam i poczułam Duszę. To, jak się czułam, tak bardzo się zmieniło na plus, że jedyne co było i jest nadal ważne, to utrzymanie tego połączenia.
Mówię o braku wybiegania za bardzo w przyszłość z planami życiowymi. (Codzienne życie się toczy normalnie i podstawowe sprawy życiowe trzeba ogarniać i pewien komfort w życiu jest ważny, zresztą dla każdego oznacza to coś innego).
Jakiś czas po tym, kiedy poukładane życie zaczęło się sypać, zaczęłam się bać. Chciałam układać, zabezpieczać. Chciałam wiedzieć. Umysł szalał i nie chciał puścić. Podsuwał różne scenariusze przyszłości, jeden gorszy od drugiego. Które oczywiście nie miały żadnego uzasadnienia, były tworem zalęknionego umysłu, który nie chciał puścić kontroli. Ale musiał, bo Dusza przejmowała ster.
I krok po kroku, decyzja po decyzji, zmiana po zmianie, uczyłam się ufać wewnętrznemu prowadzeniu. Nie było łatwo... Szczególnie, że kilka szalonych rzeczy trzeba było zrobić po drodze... Dziś się uśmiecham na te wspomnienia, ale kiedyś byłam tak bardzo przywiązana do mojej pracy, kariery i wizerunku, że to było załamanie życia na całej linii. I dziś tak myślę, że Dusza potrzebowała „wyrwać mnie z korzeniami”. Inaczej się chyba nie dało. Żeby mnie/siebie uwolnić.